Lidl, jak to Lidl, robi czasem promocje. Na początku roku akurat ogłosił wegetariańską, więc wzięłam Ryśka, który postanowił być kotem bezmięsnym i ruszyłyśmy na łowy, coby na Trzech Króli wyposażyć lodówkę w przyjemną ilość produktów sojopochodnych.
Łazimy sobie zatem alejkami między lidlowymi koszami, kompletujemy powoli świąteczne wyposażenie - kiedy nagle do moich uszu dobiega wyraźny, choć cichy dźwięk małego silniczka. Odwracam się więc, i co widzę?
Otóż widzę pana, na oko koło 50, odzianego schludnie i spokojnie, który stoi przy koszu z golarkami i z wielkim ukontentowaniem widocznym na obliczu... goli się.
Obok mnie Rysiek, sądząc po długiej minie widzi to samo. Czyli pana, który ogoliwszy się, skrzętnie pakuje golarkę z powrotem do pudełka i odkłada na miejsce.
I w tym momencie do pana podchodzi pracownik Lidla i uprzejmie zaprasza do kasy w celu uiszczenia za wykorzystany sprzęt. Uśmiechamy się do siebie lekko, bo jak widać ochrona od czasu, kiedy w tym samym Lidlu zgubiłam klucz do sali rozpraw poprawiła się znacznie.
A pan tymczasem wyrazistą gestykulacją daje do zrozumienia że nie słyszy, po czym wyraźnie, samymi ustami artykułuje "Przetestowane" i pokazuje uniesiony kciuk.
Tak jest. Pan, dość gładko ogolony zresztą, co najwyżej z jednodniową szczoteczką - przyszedł sobie potestować, czy golarka aby dobrze tnie.
Wywiązuje się dłuższy dyskurs oparty na "Zapraszam do kasy w celu zapłacenia za użyty produkt" pracownika z jednej strony, a "Ja tylko testowałem" pana z drugiej. W końcu pada groźba wezwania Policji. Pan decyduje się jednak podążyć w stronę kasy, widzę z daleka że podchodzi do niego z załadowanym wózkiem pani w podobnym wieku i rozmawiają szybko na migi. Pracownik w tym czasie wzywa, jak się domyślam, przełożoną.
Jako że głupio nam było robić za gapiów - finału historii już nie obejrzałyśmy, wróciłyśmy po ziemniaki. Sądząc jednak po braku policji zakładam, że pan za golarkę uiścił.
... tylko po co ją w ogóle testował?...
Piękny obrazek :) Podziwiam samoopanowanie, bo ja bym pewnie z babskiej ciekawości postała do końca tej historii...
OdpowiedzUsuńNa dużą ilość babskiej ciekawości cierpimy obie, ale również na silny wstręt do typowo polskiego robienia zbiegowiska i gapienia się. Wstręt w tym wypadku przeważył.
UsuńI to właśnie podziwiam :)
UsuńW sumie to chyba stąd, że obie lubimy coś robić, nie lubimy stać bez sensu. No i okropnie mierzi nas tak zwana znieczulica społeczna i wszelkie jej przejawy;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń