niedziela, 17 lipca 2016

Takie małe wzruszenie...

W ostatni piątek pojechałam oddać krew. Zupełnie nie miałam tego w planach ze względu na ciężką sytuację w pracy, ale okazało się że Mały Sąd pilnie potrzebuje donacji dla krewnego, a że sama nie może oddać, w trybie nagłym wysłała mnie, nie przejmując się marudzeniem "Ale pani Sędzio, przecież my mamy sesję...". Przestałam zatem marudzić i pojechałam.
Pierwsze zdziwienie spotkało mnie już przy rejestracji - zostałam poproszona o oddanie płytek. Drugie, znacznie większe - zostałam do pobrania płytek dopuszczona. Nie żeby ktokolwiek był tym zachwycony, no co Wy, nie obyło się bez uwag że recepcjoniści kierują jak leci w ogóle nie weryfikując czy dawca się nadaje. Jak niby recepcjonistka miałaby to weryfikować wydając formularze już siostra nie wyjaśniła, a ja się nie dopytywałam, bo właśnie zakładała mi wkłucie. Sympatyczny komentarzyk wywołały oczywiście moje mizerne żyły ze zrostami, i miły laborant przy badaniu miał mały problem, i siostra przy wkłuciu do separatora, ale jak już wkłuła - niebo. Nie wiem na czym polegała zmiana, od mojej ostatniej separacji minęło ładnych parę lat i zostało po niej tylko dość koszmarne wrażenie ogólnego umęczenia. Tym razem leżałam sobie wygodniutko, a jakże na podusi, separator mruczał przyjemnie, wyraźnym pufnięciem sygnalizując zmianę kierunku przepływu krwi, monitor od razu odwrócono w moją stronę więc mogłam sobie wszytko bacznie obserwować. Może chodziło o to, że niwelujące działanie podawanego z transfuzją zwrotną cytrynianu wapno podano mi przed zabiegiem, a nie dopiero kiedy zaczęła drętwieć twarz, a kiedy zaczęła - natychmiast i bez żadnych komentarzy dostałam drugą dawkę? A może o to, że cykle pobranie/transfuzja były dużo dłuższe i równiejsze niż je zapamiętałam, w związku z czym i skoki ciśnienia między moim własnym 102/64 a maszynowym 125/90 były mniej dolegliwe? A może po prostu separator Amicusa jest lepiej przygotowany niż wcześniej przeze mnie testowanej Trimy? Nie umiem tego sprecyzować, śmiało jednak mogę powiedzieć, że ta separacja była po prostu przyjemna. A na zakończenie, od tej samej siostry która opiekowała się mną cały zabieg usłyszałam, że z przyjemnością widzimy się za miesiąc, tylko żebym pamiętała prawą rękę do zabiegu zostawić, bo w lewą to nawet ona mi się nie wkłuje. Czyli jednak się da. 
Szkoda, że tyle lat na to "da się" musiałam czekać i denerwować się po drodze, ale jak już nastąpiło - to naprawdę jakoś tak milej się zrobiło.
Najmilsze jednak było przede mną. Wychodząc zatrzymałam się jeszcze przy rejestracji czekając, aż moja donacja pojawi się w systemie i będzie można podpiąć do nazwiska biorcy. Konwersowałam sobie przy tym z sympatyczną siostrą recepcyjną, między innymi ciesząc się głośno że umówiłam się za miesiąc na następną separację, i wreszcie popchnę jakoś te moje nieszczęsne uprawnienia. "A ile potrzeba popchnąć?" zapytała siostra. "No, na darmowe podróże MPK to 22,5 litra, czyli jeszcze prawie dwa" odrzekłam zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą. "Nie, nie" naprostowała mnie siostra "Na darmowe MPK jak wszędzie 15 litrów dla pań, 18 dla panów, w zeszłym tygodniu dowiedzieliśmy się, że zmienili".
Po kilkukrotnym upewnieniu się, że nie wpuszczają mnie w kanał, że faktycznie moje wielkie utrapienie że w Warszawie mogę za darmo a w Pięknym Mieście już nie wreszcie za mną, po kilkunastokrotnym głośnym wyrażeniu radości z tego faktu i odebraniu od siostry zaświadczenia, że 15 litrów to już ho, ho i dawno temu, które ma mi teraz zastąpić migawkę - dałam się wreszcie wygonić do domu. Gdzie dotarłszy oczywiście padłam spać.
Jakoś tam w środku jednak wciąż się uśmiecham do świeżo pozyskanych uprawnień, więc kiedy dziś po treningu w szatni siedziałam ze znajomą i skarżyła mi się, że miała feralny dzień zakończony do tego bliskim spotkaniem z kanarem i przyjęciem mandatu - pochwaliłam się na ten tychmiast że mi to już nie grozi. Znajoma zaczęła pytać jak to, wyjaśniłam więc pokrótce że krwiodawstwo, uprawnienia itp. A w swoim kątku za szafkami siedziała przez cały czas jedna z instruktorek, dziewczyna spokojna do granic autyzmu, słynąca z tego że nie raz nie odpowiada nawet na pytanie, a nie pytana nie odzywa się nigdy. Po moim zwięzłym wyjaśnieniu znajoma krzyknęła "Co? Ty chyba nienormalna jesteś! Ja bym dawno umarła ze strachu przed igłą!"
Nie zdążyłam zripostować. Instruktorka jak duch wysunęła się ze swojego zakątka i nie patrząc na nikogo powiedziała spokojnie: "Może i nienormalna, ale niektórzy żyją dzięki takim jak ona. Na przykład ja. Pęknięcie śluzówki żołądka, cztery transfuzje. Dziękuję ci. Robisz świetną robotę, nie przestawaj" i nie czekając na niczyją reakcję wyszła. 
A mnie ze wzruszenia aż zatkało. Bo właśnie po raz pierwszy, a krew oddaję od 18 roku życia, stanęłam twarzą w twarz z kimś, kto powiedział że żyje dzięki transfuzji i mi dziękuje. Zawsze wiedziałam, że warto - ale teraz także zobaczyłam, dlaczego warto. I tak mi się nieprawdopodobnie ciepło zrobiło... 
Bo to właśnie o to chodzi. Bo moja krew może uratować czyjeś życie.

I Twoja, kochany czytelniku też. Więc może by pora zajrzeć w końcu do najbliższego RCKiKu;)?

poniedziałek, 4 lipca 2016

A pan mecenas drzwiami? Mąż

Znów eksmisja, no pecha jakiegoś do tych spraw o opróżnienie lokalu mamy.
Pozwana, nieco chudawa czterdziestolatka z siódemką dzieci -  sądząc po nazwiskach pierwsza piątka z jednym partnerem, szóste z drugim, siódme z trzecim, tylko jedno pełnoletnie.
Pozwana owoż, jak procedura każe, zeznaje o sytuacji majątkowej. Że ze względu na schorzenia (poważne) bezrobotna czwarty rok, zarejestrowana, bez prawa do zasiłku. Że zasiłki na dzieci pobiera, łącznie około półtora tysiąca, i to jedyne źródło utrzymania jest.
- A alimenty? - pyta sędzia.
A alimentów pani nie dostaje, i jeszcze musi ponad dwadzieścia nienależnie pobranych tysięcy zwrócić Funduszowi Alimentacyjnemu.
- Dlaczego? - pyta sędzia.
- Bo mój były mąż zabił mojego pierwszego męża a ja o tym nie wiedziałam. 

Cóż, jak widać nawet na sali sądowej zdarzają się rzeczy od których filozofowie bledną...
Zastanawiam się tylko, znając wysokość kwot przyznawanych przez Fundusz: przez ile lat pani nie zauważyła śmiertelnego zejścia jednego z ojców swoich dzieci i uwięzienia drugiego, skoro należności uzbierało się ponad 20 tysięcy?