czwartek, 26 maja 2016

A pan mecenas drzwiami? Dla odmiany - oknem

Zatrudniający mnie sąd zamieszkuje wielki, molochowaty, popartyjny, pięciopiętrowy kloc. Na samym czubku kloca mieści się mój były wydział karny, z moją byłą salą rozpraw tuż przy klatce schodowej, a piętro niżej - duża, ozdobna sala balowa... eee, pardon, konferencyjna.
W owej sali miał się odbyć wczoraj ostatni etap konkursu o zatrudnienie w sądzie na stałym etacie. Jako że, nie chwalący się, idzie mi jak dotąd całkiem sympatycznie, stawiłam się na sam początek konkursu, a wręcz akademicki kwadrans przed, i cupnęłam w kątku schodów przy sali coby jeszcze ustawy przejrzeć. Po chwili od mojego cupnięcia nadciągnął z naręczem segregatorów mój ulubiony długowłosy kadrowiec, przyjaźnie poradził żeby schować to bo w pytania i tak nie trafię i otworzył drzwi na salę. A z otwartych drzwi, wprost nad jego głową - coś wyleciało.
Ja zmartwiałam, nieco spłoszony nagłym przelotem kadrowiec zapytał czy to ptak, na co zgodnie z prawdą odpowiedziałam że nie. Nietoperz.
Nietoperz, gacek - maleństwo, jakieś 30 - 40 cm rozstawu skrzydeł, śmignęło w górę na szeroko rozpostartych skrzydłach. 
Śmignęłam za nim,
Siedzący pod salą rozpraw dwaj adwokaci z klientami na mój widok zawołali zgodnie "tam, tam poleciał, na tej ostatniej kamerze po lewej siedzi". Wchodzę w korytarz, paczam - faktycznie, zza ostatniej kamery monitoringu wystaje ciemne futerko.  No to do sekretariatu, dziewczyny zdziwione moim widokiem, wyjaśniam co się i dzieje i że może by tak kogoś z gospodarczego zawiadomić, niech przyjdą z drabiną i jakąś płachtą żeby nietoperza ratować, bo jest środek dnia, kupa ludzi, nieszczęście wisi w powietrzu. Dziewczyny nieco zdębiałe mówią że ok, zawiadomią. Wracam więc pod swoją salę, jestem z powrotem na szczycie schodów kiedy nietoperz, pięknym low passem wzburzając mi fryzurę, wpada z powrotem na klatkę i schodową i celuje w okno. 
Okno, jak to na ostatnim zakręcie klatki schodowej jest wielkie, od podłogi do sufitu, górna część i uchylona do wewnątrz i zaparta podpórkami.  Otwór tworzy spory, wyraźnie czuć z niego świeże powietrze, ale co z tego - nietoperz dolatuje do okna, ląduje na nim, i piskiem pazurków zjeżdża po szybie na dół ramy, żeby tam skulić się w nieszczęśliwą kuleczkę, przemyśleć szybko swój błąd i poderwać się ponownie do lotu. Zatoczywszy kilka kółek pod sufitem znów celuje w szybę, ląduje, zjeżdża po niej ze smutnym piskiem, chwilę odpoczywa i znów startuje. Po czym znów celuje w szybę.
W tym momencie na dole schodów stoi już pół mojej komisji konkursowej, z czego przewodnicząca nerwowo podskakuje pytając "Nietoperz? Skąd tu nietoperz? Naprawdę nietoperz?" zaś kadrowiec kojącym barytonem zapewnia ją że zawiadomił już odpowiednie służby. Na górze schodów stoją z kolei dwaj wspomniani adwokaci z klientami i wyrazami życzliwego zainteresowania na twarzach oraz trzy dziewczyny z wydziału karnego zaciskając kciuki i powtarzając wraz ze mną "Dawaj chłopaku! Celuj! Tym razem się uda!". Nietoperz zaś wytrwale krąży na trasie sufit - szyba, po każdym kolejnym pisku pazurków skracając ilość okrążeń pod sufitem, robiąc coraz dłuższe przerwy na framudze,  i ogólnie wyglądając coraz bardziej nieszczęśliwie. Za którymś kolejnym nawrotem celuje dla odmiany w dolną, zamkniętą szybę i kiedy ląduje na podłodze widać go w całej, niespełna półmetrowej okazałości, na co przewodnicząca komisji konkursowej reaguje kolejnym nerwowym podskokiem i schowaniem się za moimi plecami. 
Sytuacje zdaje się patowa i trwa już dobre kilkanaście minut - cierpnę wewnętrznie na myśl o tym, jak bardzo przemęczony i spanikowany musi być nietoperze miotający się tak w pełnym świetle zbliżającego się południa. Myślę coraz szybciej nad wyjściem z sytuacji, chyba trzeba będzie panów adwokatów poprosić o wypożyczenie którejś togi i próbować go w nią łapać, ale tyle się słyszy historii o nietoperzach przenoszących wściekliznę że wcale się nie zdziwię jak obaj odmówią, a wtedy co? 
Na szczęście za którymśnastym nawrotem nietoperz jakimś cudem wreszcie trafia w otwór okienny i rozpościerając szeroko skrzydełka odlatuje nad dachami, mniej więcej w stronę najbliższego parku. 
Oddychamy z ulgą.
Nietoperz uratowany, świat jest piękny, do rozpoczęcia konkursu mniej niż pięć minut, stres zniknął jak sen złoty. 
Wyniki do wtorku. Mam nadzieję, że to był mój szczęśliwy nietoperz...:)