niedziela, 30 kwietnia 2017

Anatomia człowieka

Wybaczcie.
Dopiero po fakcie ogarnęłam, że pisząc w notce tłustoczwartkowej o cyklu "Mała literówka a cieszy" napisałam o czymś, co istniało zupełnie gdzie indziej, w innej epoce mojego internetu. 
Dlatego pozwolę sobie przypomnieć dwa pierwsze przypadki z serii, a po trzeci, aktualny - odsyłam tu. 
 
1)  
Opowiadanie grozy pióra samego Mistrza: "Amy spróbowała otworzyć drzwi. Okazało się, że nie są zamknięte. Weszła do środka i otworzyła suta, żeby zawołać Morta..."

"Czwarta po północy", Stephen King, wyd. Zysk i s-ka 2003, str. 395, wiersz drugi od góry.

2)
Fragment protokołu sekcji zwłok: "... rozległe pęknięcia sklepienia i podstawy czaszki, krwotoki między i podogonowe..."
"Kontrowersje wokół seryjnych morderców na przykładzie Zdzisława Marchwickiego", Małgorzata Piwowarczyk, wyd. Prometeusz 2010, str. 105, czwarty wiersz od dołu.
 

niedziela, 9 kwietnia 2017

Od planespotterów mnie zachowaj, z wrogami poradzę sobie sama

Moja niechęć do członków zorganizowanych grup obserwujących samoloty i robiących im zdjęcia datuje się jeszcze z czasów mieszkania w Warszawie i posiadania dostępu do portu lotniczego z normalnym ruchem. Wtedy bardzo okropnie chciałam do nich należeć, ale że rekrutacja była non stop zamknięta, rzecz jasna nie mogłam. Zaczęłam więc patrzeć na nich trochę (bardzo) krytyczniej i wręcz wypatrywać różnych drobnych incydentów, które utwierdzały mnie w przekonaniu, że planespotterzy są przekonani, że o samolotach wiedzą wszystko, tymczasem wiedzą guzik. Taki z czterema dziurkami. 
Najdobitniejszym przykładem z tamtych czasów pozostaje historia lądowania pewnego Jumbo Jeta.
Otóż, wbrew pozorom, B747 Jumbo Jet wcale nie pojawiają się na Okęciu regularnie. Lot nie ma ich na wyposażeniu, a linie które mają przeznaczają głównie na przeloty transkontynentalne, i w najbliższym oceanu hubie przerzucają pasażerów na mniejsze maszyny. Wyjątkiem jest El - Al który w okolicy rocznicy powstania w gettcie warszawskim zawsze przysyła Jumbo Jetami dwa lub trzy czartery. Poza kwietniowymi El - Alami każda operacja Jumbo jest szeroko zapowiadaną atrakcją i gromadzi zwykle sporą grupę samolotolubów. 
A co dopiero nocne lądowanie. Takie właśnie miało nastąpić pewnego pamiętnego maja, i to, o ile dobrze pamiętam, po 23:00. Mieć z tego zdjęcia byłoby cudnie!
Przyjechaliśmy wcześniej, na górkę przy ul Wirażowej gdzie zastaliśmy już sporą grupkę - w tym kilku panów w odblaskowych kamizelkach Warsaw Spotters przy rozstawionych na statywach aparatach i z jakimś czymś do nasłuchu na wieżę.
Siedzimy sobie, kurzę papieroska, samoloty ślicznie lądują na 15, znad Lasu Kabackiego. Jest około 5 minut po planowanej godzinie przylotu Jumbo, kiedy pojawiają się kolejne światła, tym razem jakby większe i szerzej rozstawione. Szturcham więc Ryśka łokciem że chyba jest, i zaczynam szykować moją mizerną Minoltę. Rysiek, ucieszony, podskakuje do płotu, panowie spotterzy czują się w więc w obowiązku uspokoić nieletnią tłumacząc, że to na pewno nie 747, to lotowski czarter z Londynu Heathrow, przed chwilą się zgłaszał do wieży. 
No może i lotowski, ale te światła takie duże... I jakby dwa silniki pod skrzydłem się rysują... No to myk, do płotu, i wzdech z zachwytu jak ślicznie, majestatycznie i cichutko sobie nasz 747 właśnie usiadł. A ponowie spotterzy, z klasyczną wojskową kurwą waszą macią na ustach pogalopowali do swoich grubych tysięcy w sprzęcie fotograficznym. 
Nie wiem, czy zdążyli zrobić jakiekolwiek zdjęcie. Ja całkiem sporo. Jakość ujemna, ale emocje cudowne. I od tamtego wieczoru zaczęłam powtarzać, że ja nie jestem spotterem tylko miłośnikiem awiacji. Bo spotter musi, a miłośnik co najwyżej może...
Niedawno znów wyrwałam się na wywczas do stolicy, a czując wielki już głód lotniskowego ruchu zaplanowałam również chwilę (czytaj: trzy godziny) na posiedzenie na ulubionym tarasie widokowym Portu Lotniczego im. F. Chopina. Atrakcją miał być start Boeinga 777 Emirates Airlines do Dubaiu - i był, a że opóźniony o prawie 2 godziny to już urok transkontynentalnych startów. Oczekiwanie miało jednakże dwa zasadnicze, dobitne minusy: dwóch wannabe spotterów.
Młodzieńcy - mniejszy jakieś 10 - 12 lat, większy jakieś 12 - 13 szaleli po całym tarasie pod znudzoną opieką taty większego. Większy był chyba zresztą szefem tego duetu, bo z rzadka tylko robiąc przerwy na oddech wciąż nauczał młodszego jak skutecznie kochać samoloty, i jak bardzo kocha je on sam. Fakt, że obaj mieli na komórkach odpalone liveatc.net i żaden z nich nie używał słuchawek był doprawdy najmniejszym problemem - super że młodzież zna tą przydatną stronę. Problemem były kocopoły plecione przez starszego - i fakt, że nijak nie dawało się ich nie słuchać, tak głośno terkotał.
Między innymi dowiedziałam się że :
- bardzo chce zostać pilotem, a jak się nie uda zostać pilotem to nie, nie chce być stewardem, chciałby zostać szefem personelu...
(Fakt, że nie da się zostać szefem personelu nie zdobywszy najpierw wymaganego nalotu i potrzebnych uprawnień stewardów niższych szczebli zapewne złamie mu karierę)
- ten samolot co to wystartował już zaraz przełączy się na aprocz i od startu będzie rozmawiał już z aproczem...
(Na approach, zwany też zbliżaniem, samoloty przełączają się po osiągnięciu pierwszego korytarza przelotowego, ponieważ po starcie piloci są zajęci wchodzeniem na pułap i trzymaniem kursu oraz gadaniem z wieżą, nikt nie ma głowy do zmiany częstotliwości i przełączania się na kolejnego kontrolera. Niby podział obowiązków wieża/zbliżanie/obszar wydaje się elementarzem każdego słuchacza liveatc. A tu nie...)
Zaś kiedy 777 wreszcie ruszył do kołowania większy z młodzieńców zaniósł się radosnym wrzaskiem: 
- Słyszałeś? Powiedział "Dzień dobry Emirates 001"! Polak go pilotuje, powiedział "Dzień dobry Emirates 001"!!!
Obawiam się, że gdybym wtedy nie założyła słuchawek próba wytłumaczenia młodzieńcowi iż: po pierwsze to "Dzień dobry Emirates oo1" mogła powiedzieć co najwyżej wieża Okęcia do samolotu, po tym jak grzecznie powitał ją "Good afternoon Okęcie Tower" - w komunikacie wskazuje się jego adresata a nie identyfikuje siebie - a po drugie żeby nie robił hecy bo powitanie w języku kraju na którego lotnisku jesteśmy jest standardem savoire vivre'u wśród pilotów, i "Dzień dobry Okęcie Tower" od arabskiego kapitana też by niezwykłe nie było  - mogłoby się skończyć naprawdę źle...
Nowe pokolenie Warsaw Spootters dorasta i jest gotowe napsuć krwi każdemu samolotolubowi!