czwartek, 9 lipca 2015

Uważaj, o co prosisz - Biurokracja level hard

No więc, wiem że nie zaczyna się zdania od no więc, ale no więc - uważaj o co prosisz, bo czasem możesz to dostać.
Poszłam sobie do nowej pracy, do mojego ślicznego, dużego Sądu. Zaświadczenie od lekarza, obiegówka, klimaty jak to pierwszego dnia w budżetówce. Wchodzę między innymi do informatyków, coby hasła wszelakie wydali i  dostępy potrzebne porobili, miła niewiasta - rzadkość wśród informatyków - klepie w komputer mrucząc pod nosem "pani... wydział karny..." Ale że co? przecież ja do rodzinnego miałam iść. Ale na obiegówce skierowanie do karnego jak bawół. Telefon do kadr - obiegówka wystawiona prawidłowo. Rozmowa z kadrowym - generalnie dynda mu, że właśnie z tego karnego odeszła moja znajoma opowiadając o nim uprzednio horrory, albo biorę, albo wychodzę, bo to jedyna dla mnie propozycja.
No to wzięłam.
Bardzo szybko okazało się, że horrory znajomej były mocno przesadne - owa przykładna Matka Polka (mega kochana zresztą) nie umiała przejść do porządku nad tematyką spraw, czuła się z ich powodu nieszczęśliwa i dorabiała nieistniejącą ideologię. Umiem zrozumieć.
Ja tematykę tych spraw kocham i w pobiciach, rozbojach, narkotykach, zniesławieniach - pławię się jak w najlepszej benzynie lotniczej. A przy okazji oddycham wreszcie pełną piersią, mocno przez ostatnie pół roku stłamszoną. Bo nikt mi nie opowiada nad głową o grillu z teściami czy alergiach dwulatka. Bo kierownik jest kierownikiem. Bo sędzia na sali potrafi walnąć: "O rany, zapomniałam tej kiecy, niech mi pani jakąś skołuje, proszę....". Bo jest bardziej prawdziwie, i w ogóle bardziej, niż przez ostatnie pół roku bywało. Bo jest wydział karny.
Aklimatyzuję się więc w nowym Sądzie z dziką radością - tymczasem Sąd stary, jak raz, na moje pożegnanie ogłosił konkurs. Konkurs taki jest to stworzenie przydatne, bo wygrywa go i etat od ręki dostaje jedna osoba, za to spora grupka osób którym też dobrze poszło tworzy w jego wyniku listę rezerwową, z której zatrudniane są potem w miarę zwalniania się kolejnych miejsc.  W konkursie więc udział brać warto, bo daje on niejaką perspektywę zatrudnienia każdemu, kto na listę się załapie. Bez listy - zapomnij.
Postanowiłam więc schować dumę do kieszeni, przygotowałam dokumenty - a konkurs sądowy wymaga tego w okolicach 10 stron - najstaranniej jak potrafiłam, w kopertę włożyłam i pocztą posłałam. Po kilku dniach podano listę zakwalifikowanych - a mnie na niej nie ma. Dzwonię więc do kadr i grzecznie zapytuję - cóż to się stało. Kadrówka Młodsza ogląda moje dokumenty i nie co zdziwiona mówi że nie wie, zapyta Kadrówki Starszej. Naradzają się dłuższą chwilę i wreszcie niepewnie informuje mnie, że zabrakło numerka. Otóż przesyłając dokumenty pocztą należało na kopercie dopisać "Konkurs numer..." a ja napisałam co prawda "Konkurs", ale numeru już nie, bo nieuważnie przeczytałam treść ogłoszenia. Co z tego, że tylko jeden konkurs jest aktualnie w toku i bez problemu można właściwie sklasyfikować moje prawidłowo przygotowane dokumenty - numerku brak, klasyfikacji nie będzie.
Kurtyna.