poniedziałek, 21 września 2015

Rok temu, o tej samej (prawie) porze ...

- Coś niesamowitego! Dwadzieścia trzy do dwudziestu jeden...

- No ja myślę że teraz nie odważy się Bruno zagrać ani krótkiej, ani lewym...

- Niczego się nie odważy zagrać.

- Do Wallace'a, do Wallace'a, dwójka...

- Nowakowski... Jeszcze tam, Muriloooooo!

- Jeeest! Jeden punkt od mistrzostwa świata!

- Piłka meczowa! Nie ma słów! Absolutnie nie ma słów! Trzeba postawić kropkę nad i!

- Tomek, spokojnie, na litość boską, spokojnie...

- Piotrek Nowakowski, piłka meczowa na wagę mistrzostwa świata... Murilo... Jeszcze... Jeszcze... Będzie punkt.

- Nie szkodzi. Nie szkodzi, my...

- Dobrze. Mamy dwie szanse.

- ... mamy dwie akcje.

- To wymarzona sytuacja na skończenie. Czy Brazylijczyka stać na zaryzykowanie? W stu procentach?

- O, patrzy, patrzy. Patrzy teraz na sędzie... na trenera...

- Robi połowiczną podwójną zmianę...

- Visotto...

- ... Rezende schodzi, wchodzi Visotto.

- Stawia na blok teraz Rezende...

- Wallace zagrywa...

- Piłka meczowa...

- Zakładam zegarek...

- Za... Plas.

- Flot, dobrze... Możemy to skończyć, Wlazły...

- Konieeeec!!!

- ...Jesteśmy! Mistrzami! Świata!

- JESTEŚMY MISTRZAMI ŚWIATA!!!





wtorek, 15 września 2015

London and the other stories

Po raz pierwszy miałam okazję samodzielnie zakosztować przechadzki po kilku londyńskich przecznicach, i jestem pod trudnym do udźwignięcia wrażeniem.
Zupełnie innego gatunku wrażenie wywiera Isle of Wight.
A w porcie Southampton znów zatrzymała się na chwilę Britannia.

Trzecia wizyta w krainie angielskich gołębi, druga w tym samym mieście. Zaczynam się przyzwyczajać. Zaczynam mieć swoje ulubione sklepy i odróżniać linie autobusowe. Jeszcze nie wyjechałam - a już zaczynam planować następny przyjazd.
Choć MGP znów zmienia pracę, i znów nie wiadomo jak będzie z pieniędzmi - to jednak wydaje mi się, że teraz już pokonamy wszystko;)

sobota, 12 września 2015

Zbyt bliskie spotkania

Mając jeszcze parę godzin do samolotu miałam zamiar spędzić leniwe, relaksujące przedpołudnie przy oglądaniu serialu i pisaniu leniwej, relaksującej notki o piękności świata tego i rychłego mojego z Wielką Brytanią kontaktu.
Niestety - nie wyszło. 
Załatwić ostatnie sprawy wyskoczyłam z rana na Pietrynę. Wracałam już do Jaskini ciesząc się rześkim wiaterkiem, kiedy moje oczy wypaczały rozłożony w okolicy Sądu Administracyjnego turystyczny stolik i kilka osób przy nim, z których jedna oddalała się właśnie rzucając coś przez ramię a pozostałe ścigały ją nieżyczliwymi w tonie (bo słów nie słyszałam) okrzykami. Podeszłam bliżej i okazało się, że stolik zdobi dumnie logo Prawa i Sprawiedliwości a stojący przy nim Siwa Kobieta, Tęższy Mężczyzna i Niższy Mężczyzna, zbierając najwyraźniej dla ugrupowania tego podpisy pod listą wyborczą. Wszyscy na oko 60 +, co dla dalszej części tej opowieści jest ważne.
Podeszłam zatem i zagadnęłam - robiąc przy tym pierwszy błąd. Widząc resztki sceny sprzed chwili mogłam się domyśleć, że była pyskówka i państwo owieczkami nie są. Nie powstrzymałam jednak długiego ozora i zapytałam "Czy to są te słynne listy poparcia nie wymieniające jaką listę popieram?" tonem, który mógł być uznany za napastliwy. Innymi słowy - zamiast zagadnąć pokojowo ewidentnie zaczepiłam, zdaję sobie z tego sprawę. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko napisać, że zaczepiwszy zaczęłam przyglądać się liście, tematu nie kontynuowałam, wiek po mnie widać, ubrana byłam normalnie/sportowo, raczej można mnie było wziąć za niewychowaną i głupią niż niebezpieczną. 
Tytułem wyjaśnienia: kilka dni temu prasa lokalna, bodajże Dziennik opublikowała informację, jakoby właśnie ten punk PiS zbierał podpisy "w ciemno" nie udostępniając list. Chciałam sprawdzić, jak to się ma do rzeczywistości - tylko i wyłącznie. Nie zarabiam na życie denerwowaniem działaczy politycznych, naprawdę.
Na moją zaczepkę Niższy Mężczyzna zaczął, śmiesznie podskakując, terkotać "Tak, tak, to te, dobrze pani zauważyła, pani jest najmądrzejsza, oczywiście że to te". Ironia poziom maksymalny. Tęższy Mężczyzna miał chyba ochotę napocząć jakiś dialog, bo zaczął przymilnie "Ale to bardzo dobre pytanie, widzę że pani jest na bieżąco, ja pani chętnie odpowiem." Niższy idąc za pomysłem kolegi podetknął mi długopis mówiąc "No dobrze, to pani podpisze, a kolega wyjaśni". I tu niestety zrobiłam drugi błąd. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko napisać, że Niższy Mężczyzna po prostu mnie zdenerwował - zamiast usadzić pyskatą smarkatą jaką dla niego byłam, jednym pochyleniem łysiejącej głowy skłaniając do posłuchu, zaczął się mną bawić w jakieś sarkastyczne prześmiewki. W każdym razie zamiast poinformować zwyczajnie, że nie podpiszę, albo że najpierw wyjaśnienia potem podpis - a co mi szkodziło - znów nie pohamowałam ozora i rzekłam mu, że nie podpiszę bo nie popieram tej opcji.
I to był koniec jakichkolwiek prób dialogu. Siwa Kobieta zdecydowanie weszła między mnie a stolik informując "To wobec tego dziękujemy bardzo i do widzenia. Do widzenia. DO WIDZENIA", podczas kiedy zza jej pleców Tęższy Mężczyzna zaczął pytać "A jaką pani popiera? Miller? Kwaśniewski? Może Stalin?" Niższy Mężczyzna natychmiast podjął temat " Tak, tak, Stalin to taki świetny facet, bardzo pani lubi Stalina prawda? To widać" Zdębiałam. Niewiele myśląc odszczeknęłam, że to raczej po nich widać całkowitą niechęć do nawiązania dialogu wyraźnie wskazującą na ugrupowanie polityczne. "Patrz, patrz, nakręca, się, nie? Patrz tylko!" Tęższy Mężczyzna aż poszturchał łokciem Niższego wskazując mu piękny okaz zoologiczny czyli mnie. Ale Niższy go nie słuchał, bo pytał "Jakiego dialogu? Jakiego dialogu? Ha, ha", więc Tęższy dodał "A to Stalin prowadził jakieś dialogi? Musi pani wiedzieć, pani tak go lubi" Odparłam, że nie lubię Stalina, na co Tęższy Pan (z wyrazem twarzy i tonem głosu "a co ty wiesz o świecie dziecko") zapytał dlaczego. Odparłam zwięźle "Bo mogę" i próbując jakkolwiek wyjść z twarzą z tej durnej sytuacji zwróciłam się do milczącej większą część czasu Siwej Kobiety mniej więcej w te słowa "Ta rozmowa chyba donikąd nie doprowadzi, życzę miłego popołudnia i udanej akcji wyborczej, szczerze życzę bo każdy powinien mieć możliwość wyboru" Tu już bardzo pilnowałam tonu, wypowiedź okrasiłam uśmiechem, który Siwa Kobieta o dziwo odwzajemniła. Niższy Mężczyzna burknął jakieś "do widzenia" z miną przedszkolaka, oburzonego że mu zabawkę zabrali, ale Tęższy postanowił być miły i dodał "No pani też miłego dnia. I orgazmu" 
SŁUCHAM?
"Słucham?" - zdębiałam. "Miłego dnia i dużo radości pani życzę" poprawił się Tęższy Pan patrząc mi prosto w oczy. "Wydawało mi się, że nie to pan powiedział?" "Cóż, jedni słyszą innym się wydaje" odparł z pełną zadowolenia miną "Ale jej dokopałem". Niższy zwietrzył krew bo dorzucił z boku " To zobaczenia 25 października. O ile pani weźmie udział". Siwa Kobieta z drugiej strony powiedziała coś o radości  w tym dniu, więc z dumnym "Ten się śmieje kto się śmieje ostatni" odwróciłam się na pięcie i zwiałam. Ścigana jeszcze jakimś nieżyczliwym sarkazmem, który już nie bardzo doleciał.
Reasumując:
Dwóch panów, z których każdy był starszy od mojego ojca w samym centrum miasta, w biały dzień, zarzuciło mi sympatie stalinowskie i okazało zainteresowanie dla mego życia płciowego. Jeśli tak wygląda agitacja wyborcza w naszym kraju, to dlaczego się potem dziwimy, że mamy takich polityków jakich mamy?
Komitetowi Wyborczemu Prawa i Sprawiedliwości w Łodzi serdecznie współczuję działaczy, i mam nadzieję, że ich wyjątkowo empatyczne podejście do wyborców przełoży się na wyniki już 25 października...

sobota, 5 września 2015

Nie ma na to rady?

Obniżenie temperatury notowane ostatnio (wreszcie!) w naszym Kraju Raju wydatnie przyczyniło się do podniesienia mojego poczucia winy. Poczucie zaś winy za zaniedbanie własnej kondycji - nawet pomimo doskonałego usprawiedliwienia w postaci tegorocznych upałów - wygoniło mnie z powrotem na przebieżki do pobliskiego parku. 
Znów więc ja, ulubione szare adidasy, multiwitamina w podręcznej flaszce i mp3 w uszach. A wokół drzewa, z rzadka jakiś pies, czasem drugi biegacz, krzewy też. I właśnie dziś, po raz pierwszy, zauważyłam jak z krzewów na mojej trasie lecą pożółkłe liście...
Jesień wisi w powietrzu. Jeszcze nie pachnie - dla mnie jesień pachnie zawsze rano, kiedy idę do pracy, pachnie wilgotną ziemią, zimnem i butwiejącymi liśćmi -   ale zbliża się wraz z każdym liściem wirującym w drodze na parkową alejkę. Kolejna jesień. Kolejny rok. A ktoś mnie zapytał, czy ja tego chcę? 
Poczucie upływającego - czy raczej przeciekającego przez palce - czasu daje mi ostatnio w kość. Za mało planów na przyszłość a z dużo wspomnień sprzed kilkunastu, czy nawet kilkudziesięciu lat. Z jednej strony wciąż jesień jest moją najulubieńszą porą roku. Zawsze na jesieni  mam ochotę się zaszyć z książką i kubkiem herbaty w najbliższej stercie suchych liści i pozostać tam do następnej jesieni w poczuci absolutnej błogości. Z drugiej strony oba moje dotychczasowe ataki depresji przychodziły właśnie na jesieni, i choć szczęśliwie mózg już kilka lat pracuje bez zgrzytów - jakiś podświadomy lęk pozostał. 
Może właśnie wzmożona aktywność okaże się moim antidotum na jesień? Park wzywa, bieganie teraz jest wyjątkowo przyjemne, bo temperatura dla mnie panuje idealna. Na przygotowanie czekają trzy prelekcje na Kapitularz. Na przeczytanie - "Dworzec Perdido" i zbiór opowiadań Ani Kańtoch. (oraz "Gra o tron" i "Malzańska Księga Poległych", ale to tak poza konkursem). A oprócz siedzenia w w czterech ścianach i biegania po parkowych alejkach można zawsze wyjść w miasto.
Co uczyniłam właśnie dziś, wybrawszy się na zwiedzanie Jarmarku Regionalnego, gdzie w wielkiej masie namiotów prezentują się wszystkie ciekawostki naszego województwa - od miodów i dżemów, poprzez koronki i maskotki ze szmatek, na kosmetykach z piwa skończywszy. Urocza, barwna impreza, gdzie polactwo pleni się straszliwie podkradając gospodyniom wiejskim zagrychę do bimbu - bo darmowa. 
Na Jarmarku właśnie spotkały mnie dwa wstrząsające przykłady... Sama nie wiem czego. Aż żałuję, że nie sfotografowałam, ale w tłumie byłoby trudno. 
Najpierw pod jednym z namiotów Jarmarku: kawałek tektury oparty o słoik ogórców z odręcznym anonsem "Ogórki z CARRY".
Potem na szybie mijanego sklepu: przylepiona kartka z wydrukowaną ofertą "Za zakupy powyżej 50 zł. gratis torba, paletka lub BADBINGTON".