środa, 17 czerwca 2015

Oczekiwana zmiana tematu albo 3 w 1

Nieubłagalnie nadciąga cudowny, ostatni dzień czerwca kiedy to uwolnię się wreszcie od mojej kierowniczki wzrostu siedzącego psa i manier czeskiego sierżanta. Przestanę słuchać, jak to robię 1/3 tego co inni w Wydziale a za każdym razem kiedy na mnie spogląda trzymam w ręku telefon komórkowy. Przestanę zgrzytać zębami kiedy znów odkrywam, że była w mojej szafie, wywaliła do góry nogami połowę akt, druga połowa znikła i ogólnie powstał Sajgon - jakoś od pół roku ani razu nie przytrafiło się to w mojej obecności, zawsze znaczy swój teren kiedy jestem na sali.
Cóż, najwyraźniej po raz kolejny wystaję ponad szereg, tylko tym razem zawzięłam się, że nie dam się przyciąć. Na mój szacunek trzeba sobie zapracować, a na pewno nie da się tego zrobić zmuszając mnie do mówienia sobie na ty w drugim dniu znajomości. 
Co potem? A no nadal Sąd. Sąsiedni Rejonowy zdecydował się przyjąć mnie na kolejne zastępstwo. Sąsiedni Rejonowy wśród zalet ma i siedzibę 3 minuty piechotą od mojej Jaskini,  i kadrowca z długimi włosami i kubkiem klubu piłki ręcznej na biurku, i - last, but not least - miejsce w sekretariacie Wydziału Rodzinnego i Nieletnich.
Boję się. Do tej pory przerzucałam na kilogramy nudną papkę która - najczęściej - dotyczyła wyłącznie tego kto komu ile. Teraz wkraczam w prawdziwe życie spraw z zakresu Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego oraz nie miękkich zderzeń nieletnich z KK. Na salach Wydziału Rodzinnego może się zdarzyć wszystko, a ja nigdy nie umiałam zostawiać takiej pracy w pracy. Boję się więc - i nie mogę już doczekać. Mam wrażenie że to będzie moja szansa. Mam nadzieję że to będzie moja szansa.
W ramach walki z nadmiarem mnie nie ustaję w próbach uprawiania aktywności fizycznej. O dziwo najdłużej ( z różną częstotliwością już ponad dwa miesiące) utrzymują się marszobiegi po pobliskim parku. Kawałek potruchtam, kawałek pomaszeruję, endorfinki się produkują. Jednakże w związku ze wzrostem temperatur pojawił się ostatnio niewielki problem posiadania jedynie jednej pary czarnych, długich dresów. Na szczęście mniej więcej w okolicy pensji trafiłam w Tesco wyprzedaż odzieży sportowej i przytuliłam krótkie, cienkie, szare dresy z dużą ilością kieszeni. Tak oto prześlicznie odziana, w koszulce Cerradu Czarnych Radom z numerem 4 (Rysie wiedzą jak robić mamom frajdę;)), ze słuchawkami w uchach a flaszką płynu w łapie truchtam sobie w porze około zmierzchowej, chyba już na drugim kółku więc zmęczenie i zapocenie widać - a naprzeciw mnie pan Jogger. Pan Jogger profesjonalny pełną gębą, nie jakiś żelowy marszobiegowiec jak ja, kłusuje i wygląda jak zawodowiec. I na mój widok skłania głowę posyłając spod daszka ciepły uśmiech "Cześć, kobieto która biegasz". Wzruszyłam się zupełnie szczerze, a wręcz poczułam nieco nobilitowana.
Oprócz aktywności fizycznej uprawiam też znów aktywność muzyczną. W telefonie starannie ułożona playlista, w sercu dredy gitarzysty a w mózgu pytanie bez odpowiedzi:

Panowie Afromental, gdzieście byli całe moje życie???

Zaczęło się bardzo niewinnie - od Ryśka który przyniósł do domu jeden singiel. A potem poszło jak kula śnieżna, łącznie z wyjazdem na absolutnie urywający - od - wszystkiego koncert. Nigdy nie jest za późno na odkrycie zacnej muzy, czego mam nieopisaną przyjemność być najlepszym przykładem: