piątek, 3 stycznia 2014

Paradoks

Kiedyś opowiadała mi Chochlik, jak to jechała warszawskim metrem na głębszy nieco Ursynów. Będąc na stacji Wilanowska uniosła wzrok znad książki, stwierdziła, że ma jeszcze parę stacji i do książki wróciła. Po zakończeniu rozdziału znów uniosła wzrok i stwierdziła, że pociąg właśnie rusza z... Wilanowskiej.

Jeszcze w starym roku, pierwszego dnia po świątecznym urlopie, mknęłam sobie dziarsko ziewając do pracy na 7:00. Przesiadam się w dość charakterystycznym punkcie Pięknego Miasta, tuż przy jednym z jego trudniejszych przystanków. Trudność polega na tym, że ulicą jadą cztery linie tramwajowe, i na odcinku tego jednego przystanku - ułożonego do tego dość paskudnie, bo na łuku zamykającym perspektywę ulicy - najpierw 15 skręca w lewo, chwilę potem 7 w prawo, a prosto przejeżdżają tylko 43 i 46, na które właśnie muszę się przesiąść, aby do pracy mej rósioffej dojechać.
No więc dojeżdżam sobie do przesiadki 7, sprzed nosa ucieka mi 43, więc czekam pokornie i wsiadam w 46. Przede mną poleciały dwa wozy, które pierwszy lewoskręt przejeżdżają prosto, jestem tego na 100% pewna... a motorowy 46, po dojechaniu do lewoskrętu wysiada i przekłada zwrotnicę.

Wniosek, że podobnie jak Chochlik napotkałam jakieś małe wyładowanie paradoksu nasuwa się sam. Czytelniku! W Nowym Roku pamiętaj:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz