czwartek, 26 września 2013

Piłka jest żółto - niebieska, a siatka jest jedna...

Polacy odpadli z ME w siatkówce - i rozpętało się polskie piekiełko. Główne argumenty przede wszystkim dwa:
- totalna kompromitacja, żenada, kto ich na parkiet puścił z taką grą,
- nadmuchaliśmy balonik i przekonaliśmy o własnej wielkości drużynę, która nic nie umie.
Gówno prawda.
Nie wnikam w układy PZPS bo ich nie znam. O niekompetencji trenera Anastasiego wypowiadałam się wielokrotnie - choćby o dziwnym lęku przed zmianami w trakcie meczów i konsekwentnym trzymaniu na parkiecie ulubionych zawodników nawet w grobowej zniżce formy. Za t go winię, owszem. Ale część planu wykonał - druzyna, która zmarła w Londynie zmartwychwstała na ME na tyle, żeby przynajmniej podjąć walkę. To jednak, jak wiemy, było za mało. I że będzie za mało - można się było domyślać.
Gdzieś pomiędzy śmiercią na IO a dobiciem zombie, jakie miało miejsce w Gdańsku pojawiła się pilna konieczność wdrożenia pomocy psychologicznej dla całej drużyny. Coś się załamało i coś się popsuło, ale w głowach. Ale wszyscy, od trenera na prezesie skończywszy, woleli udawać, że jest git, i przygotowania do ME powalają elegancją.
Mnie, w moim małym kibicowskim móżdżku wychodzi, że kunktatorstwo, lizydupstwo i sportowe układy pokonały naszą reprezentację. Nie przeciwnicy.
I w związku z tym mam uprzejmą prośbę: od zawodników wara, bo będę gryźć.
Widziałam ostatni mecz. Widziałam walkę od początku do końca - co z tego, że po większej części z samym sobą, ale walkę. Nikt tam nie siedział na parkiecie i nie pozował do zdjęć A potem widziałam szklane oczy Michała Winiarskiego, leżącego bez sił na parkiecie Pawła Zatorskiego, osłabiającą złość na samego siebie Bartka Kurka. Widziałam, jak to przeżyli. Jeśli tego nie zauważyliście - wara Wam od ocen!






"Dumni po zwycięstwie" wychodziło Wam doskonale, póki zwyciężali. Spróbujcie, dla odmiany,  "wierni po przegranej" - polecam, warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz