wtorek, 15 października 2013

O ulicy Piotrkowskiej zaletach

Tytułem wstępu: Pietryna sięga 300 numerów, ciągnie się przez ćwierć miasta i w części deptakowej stanowi serce i mózg nocnego życia Pięknego Miasta, w części tramwajowej zaś kilka ważnych supełków komunikacyjnych. A oprócz tego Pietryna jest Pietryną. Po prostu.

Obrazek I:
Cieplutkie lato, dochodzi północ, stoimy z Moją Gładką Inaczej Połową przy Grobie Nieznanego Żołnierza zastanawiając się, gdzie spacerujemy dalej. Cisza, spokój, letnia noc pełna zapachu lip - i w minutowych odstępach po kolei mijają nas na rowerach:
- łysy jak jajo pan w srebrzystobłękinym fraku i spodenkach typu bermudy,
- pan w całości, łącznie z butami, ubrany w odzież ochronną w kolorze odblaskowej pomarańczy. Dziwnie wygląda, kiedy tak jedzie wyprostowany, z rękami założonymi na piersi - na rowerze,
- trzymająca się za ręce para młodych ludzi z balonami w kształcie kwiatów przywiązanymi do kierownic.

Obrazek II:
Idziemy przez deptak do obuwniczego gadając o czymś mało ważnym, kiedy nagle MGIP składa się w pół ze śmiechu, i wskazując dwie, zupełnie zwyczajnie ubrane panie informuje, że młodsza właśnie skierowała do starszej pretensję: "Ależ mamo!Ty nie możesz! No jak to sobie wyobrażasz? Przecież Ty masz kuratora za paserstwo!"

Obrazek III:
Idziemy wieczorem na spacer do ulubionej, rosyjskiej pierogarni, a tu przy pasażu stoi sobie chłopak z gitarką i małym piecykiem. I gra. Nienagannie, z dużym wyczuciem, momentami ładnie improwizując. Gra tak, że stoi już przy nim z dziesięć osób, a mijającym przechodniom jeszcze się długo głowy odwracają. Kiedy słyszę "Corason espinado" też się zatrzymuję, i wrzucając mu garść drobnych do futerału mówię, że chętnie bym wysłuchała całego koncertu, bo Santaną to mnie kupił. Na co chłopak się śmieje i zaczyna grać "Europę"...

Pietryna to stan umysłu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz