czwartek, 19 września 2013

O ruchu drogowym słów klika.

A konkretnie - o pewnym zjawisku, którego zupełnie nie ogarniam.
Jest sobie karetka pogotowia. Karetka, jak wiadomo, pojazd uprzywilejowany - ma sygnał świetlny i dźwiękowy specjalnie po to, żeby kto żyw na drodze widział, że tu się pędzi w celu ratowania zdrowia i życia i dał pierwszeństwo.
I jest sobie centrum Pięknego Miasta - wąskie uliczki obrośnięte wysokimi kamienicami, dość konkretny labirynt. Trzeba oczy mieć z kliku stron jednocześnie - w centrum i dzieciak potrafi znienacka przeciąć jezdnię, i najebany obywatel wtarabanić się pod koła, żeby uścisnąć komuś maskę.
Jakiś czas temu, bawiąc w centrum, ujrzałam obrazek kuriozalny: leciała na sygnale karetka S - a więc nie podstawowa pierwsza pomoc z ratownikiem, tylko już grubsza sprawa, bo na pokładzie lekarz. Karetka, jako się rzekło, na sygnale - przed każdym skrzyżowaniem hamowała, kierowca rozglądał się na wszystkie strony, ostrożnie przecinał skrzyżowanie, i dopiero dawał gaz... tylko po to, żeby za 50 metrów, przed następnym skrzyżowaniem znów hamować.
Czegoś zupełnie nie ogarniam...
To w końcu karetka jest pojazdem uprzywilejowanym? 
Wydaje mi się,  że po prostu w centrum mojego Pięknego Miasta przestaje działać prawo, w tym to o ruchu drogowym.
Ani chwili nudy w świecie pośrednim...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz