środa, 23 listopada 2016

A pan mecenas drzwiami? Niezapominajka

Tym razem o biegłych sądowych. Historia - ku mojemu przerażeniu - najzupełniej prawdziwa.
Jest sobie pani psycholog. Pani psycholog zbliża się do czterdziestki, przygotowanie zawodowe ma bardzo bogate - certyfikaty pokończonych przez nią szkoleń zajmują kilka przewinięć ekranu na ładnie zaprojektowanej stronie jej własnego gabinetu. I pani psycholog, w ramach dalszego poszerzania kwalifikacji, dwa lata temu postanowiła zostać biegłą sądową.
Zapewne od ręki nią została, na psychologów zawsze jest popyt. Z racji tego, że nasz wydział dorobił się już własnego grona stale współpracujących biegłych - kogoś nieznajomego powołuje się tylko wtedy, kiedy ktoś z tego grona nie jest dostępny. No i po dłuższym oczekiwaniu wreszcie trafiła się taka sprawa, do której pierwszy raz powołaliśmy ową psycholog.
Sprawa akurat z mojego referatu, więc na własne oczy oglądałam reakcję sędziego kiedy dostał od niej wszechstronną, pełną opinię, z oddzielnym omówieniem każdego zastosowanego testu i jego wyników, z kilkoma stronami szczegółowych wniosków - perełkę po prostu. Wzorzec z Serves opinii sądowo - psychologicznych, w pełni uzasadniający wzbudzony zachwyt. Huk z tym, że rachunek za to cudo był lekko licząc dwa razy wyższy niż za standardową opinię, Skarb Państwa zapłacił, sędzia nowo odkrytą biegłą uczuciem obdarzył i postanowił powoływać częściej.
No i powołał. Przesłaliśmy akta, sprawa szczupła - ot, zwykłe naruszenie czynności ciała połączone z groźbami. Biegły konieczny bo pan miał historię leczenia psychiatrycznego. Równie szczupłą jak akta, nawet nie spojrzałam na nią szczerze mówiąc.
A tu pani pani biegła, po otrzymaniu akt - zadzwoniła do nas. Trafiła na kumpla, kumpel po odbyciu rozmowy przyszedł do mnie w ciężkim stuporze. Ponieważ pani psycholog powiedziała mu że:
- ona boi się oskarżonego;
- dodatkowo boi się o dzieci, które będą obecne podczas badania;
- w związku z tym żąda doprowadzenia oskarżonego przez policję i obecności policjanta przy badaniu;
- a jeśli nie, to ewentualnie może być dwóch ochroniarzy z agencji która ochrania poradnię w której będzie badanie, ale wtedy sąd musi za nich zapłacić.
Na takie dictum w stupor popadł dokładnie cały sekretariat. Strasznie ciężko zmieścić w prostej, urzędniczej główce że wykształcony, wyszkolony psycholog, biegły sądowy - chce prowadzić badanie oskarżonego w sprawie karnej w obecności osób trzecich, w tym dzieci.
Okazało się, że równie ciężko zmieścić to w wykształconej i wyszkolonej głowie sędziego. To że pani nie zobaczy już na oczy żadnego postanowienia z naszego wydziału jest pewne. Nad tym, czy o jej zachciankach zostanie poinformowane Polskie Towarzystwo Psychologiczne - sąd jeszcze myśli,
Niestety nie da się bezinwazyjnie pogodzić funkcji biegłego sądowego z byciem błękitną, niewinną niezapominajką...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz