niedziela, 4 października 2015

Jak to na Kapitularzu bywa...

Co prawda mój ostatnio ulubiony konwent wielbicieli fantastyki wszelakiej zakończył się już tydzień temu, ale mnie nadal trzymają filozoficzne refleksje na jego temat.
Zacznijmy w ogóle od samej istoty. Kapitularz jest - w odróżnieniu od larpowego Flambergu - konwentem stacjonarnym, co oznacza przed wszystkim mnóstwo prelekcji na mnóstwo tematów. Jak ktoś lubi to do tego może przymieszać planszówki, erpegi, cosplaye, wygrzebywanie skarbów z konwentowych sklepików i całe mnóstwo życia towarzyskiego. Czyli praktycznie - trzy dni wyjęte z rzeczywistości.
Na konwencie zawsze czuję się trochę tak, jak w oddzielnej bańce czasoprzestrzennej. Jest za dużo zdarzeń, tematów, ludzi i rzeczy żeby rzeczywistość miała prawo istnieć. Niech sobie dryfuje gdzieś tam obok, razem z koniecznością zrobienia zakupów czy pójścia w poniedziałek do pracy. Na obiad mogę zjeść zapiekankę ze szpinakiem, a poniedziałek jest dopiero pojutrze. Tu i teraz interesuje mnie wyłącznie żeby zdążyć na następny, ciekawy punkt programu.
Po co mi te prelekcje, po co mi wiedza jak warzy się piwo, które pasożyty są śmiertelne i dlaczego klasycy s-f epoki PRL byli seksistowskimi świniami? A bo ja wiem? Może kiedyś się przyda - a może nie. Ale fajnie się siedzi i słucha dobrze przygotowanego prelegenta, bo nie trzeba przy tym myśleć o niczym prócz jego słów.
Okazuje się, że nie tylko na mnie tak dziwacznie działa konwentowy mikrokosmos. Przywiozłam ze sobą dwie panie, z których każda debiutowała na tego typu imprezie, choć każda z innych przyczyn: M. postanowiła poznać jakichś nowych ludzi zaś A. chciałam zająć czymś konstruktywnym żeby nie czekała bez sensu. Obie wsiąkły. A. przesiedziała cały dzień na bloku poświęconym "Pieśniom Lodu i Ognia", M. wytrzymała całe trzy dni i zachwyciła się starożytnymi bogami walczącymi ze sobą na wielkość penisów. Obie zapowiedziały, że za rok wrócą.
Ja zapewne też, mam już pomysł na swoją przyszłoroczną prelekcję, na tą za dwa lata zresztą też. Mam również nadzieję że przed następnym Kapitularzem nie nabawię się ostrego zapalenia gardła i mięśni karku jednocześnie, będę coś widziała spoza własnej temperatury i nie będę musiała się żywić kawą/energetykami/lodami/zapiekankami prawie nie śpiąc. Bo w tym roku właśnie skończyłam odchorowywać...
Ale było warto;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz