czwartek, 1 maja 2014

Sprawa Mariusza T.

Zacznijmy od tego, że jestem zdeklarowaną zwolenniczką kary śmierci. Jako jedyna daje gwarancję trwałego wyeliminowania ze społeczeństwa jednostek nie poddających się resocjalizacji, a wymierzana w postępowaniu dwuinstancyjnym (tj. przez sąd wyższej instancji niż orzekający o winie) daje wysokie prawdopodobieństwo uniknięcia pomyłki sądowej.
Jednakże jestem też zwolenniczką rozsądnego i przemyślanego kształtowania prawa, a zwłaszcza - unikania pochopnego jego zastosowania.
Kiedy Trynkiewicz w 1988 roku zabijał swoje ofiary w Polsce obowiązywała kara śmierci, choć trwało moratorium na jej wykonywanie. I na taką karę właśnie "Szatana z Piotrkowa" skazano. Zupełnie słusznie zresztą, bo zabójstwo trzech młodziutkich chłopców jednocześnie - to nie jest zwykłe zabójstwo. Zaprezentowany przez Trynkiewicza poziom braku opanowania własnego popędu i agresji wskazuje jasno, że to dla takich jak on przygotowano karę eliminującą ze społeczeństwa. A tu zdziwienie: KS dla "Szatana z Piotrkowa" owszem, zasądzono - aby szybciorkiem zamienić na 25 lat pozbawienia wolności.
I tu mamy pierwszy bubel prawny: ówczesny Kodeks Karny nie przewidywał dożywocia, tak więc jeśli liczyć w kolejności od kary najsurowszej do najlżejszej następne było 25 lat pozbawienia wolności. I po 25 lat z automatu wypadło dla wszystkich morderców skazanych prawomocnie na karę śmierci w dniu, kiedy nasz ówczesny rząd poprawności politycznej wymyślił sobie amnestię. Nie pamiętam skąd wiem, ale chyba w sumie było ich szesnastu. Wśród tej grupy był też, oczywiście,  Mariusz Trynkiewicz.
Amnestia rzecz słuszna, i chwalebne były intencje jej wprowadzenia: aby nawet skazani mogli uczcić upadek komunizmu w Polsce. Dlaczego jednak nikt nie pomyślał, że amnestia nie musi obowiązywać wszystkich więźniów, że swobodnie można spod działania ustawy wykluczyć skazanych na KS? O nowelizacji prawa karnego jeszcze wtedy nikt nie myślał, dlaczego nikt nie pomyślał też, że upadek komunizmu nie koniecznie czcić należy darowaniem życia pedofilowi Trynkiewiczowi, opóźnionemu umysłowo Pękalskiemu, mordującemu dla pieniędzy Morusiowi czy sadyście Gawlikowi?
No właśnie. Wszyscy chcieli czcić, nikt nie chciał ponosić konsekwencji.
25 lat minęło sobie tymczasem, dostarczając Mariuszowi T. izolacji od społeczeństwa - i dużo świętego spokoju. Jako że w okresie słusznie minionego ustroju przestępczość seksualną zamiatano w Polsce głęboko pod dywan, tak i Służba Więzienna wychodziła z założenia, że przestępców seksualnych nie mamy, więc terapii dla nich prowadzić nie musimy, i żadne programy terapeutyczne nie były dla osadzonych dostępne. Poniekąd słusznie: dopóki mieliśmy karę śmieci dostawali ją wszyscy mordercy seksualni lub z lubieżności, a "zwykli" gwałciciele byli szybko tłamszeni w Zakładach Karnych. Trynkiewicz żył sobie więc za kratkami od jednego odrzucenia wniosku o warunkowe przedterminowe zwolnienie do drugiego, nikomu nie zawadzał, lata mijały - aż nagle komuś na świeczniku zapaliło się pod ogonem: jak to? Przecież on za chwilę skończy karę? I tak go wypuścimy po prostu?
Tak więc po 23 latach błogiego nieróbstwa zapakowano Mariusza T. w konwój i wywieziono do innego Zakładu. Jak się bowiem okazało - program terapeutyczny dla skazanych z zaburzeniami seksualnymi został w międzyczasie stworzony, wszedł w życie, osadzeni już z niego korzystają... Dlaczego nie skierowano nań naszego bohatera od razu pozostaje jedną z wielkich zagadek tej sprawy. Miejmy nadzieję, że chodziło o to, że pierwszeństwo przed nim mieli skazani na krótsze wyroki, że nie zapomniano o nim tak po prostu...
W każdym razie Trynkiewicz terapię odbył. Po czym głośno obwieścił, że guzik mu dała, zabijanie jest fajne - a na władze padł blady strach.
I tak oto, z niewielką przymieszką norweskiej sprawy Breivika i ich najwyższego wymiaru kary w postaci 21 lat z możliwością powtarzania, narodził się w kolejnej genialnej głowie pomysł "ustawy o bestiach".
Pomysł z założenia prosty: dać możliwość dalszej izolacji wszystkich tych, którym nieszczęsna amnestia zamieniła KS na 25 lat. Tych, i tylko tych. Norweska konstrukcja prawna dająca możliwość przedłużania wyroku praktycznie w nieskończoność jest ewenementem i teoretycznie Polska nie zamierzała jej przyjąć. Teoretycznie.
Jednakże wykonanie pomysł nie było już tak proste. Najpierw - tajemniczy przestój w kancelarii spowodował publikację ustawy z trzytygodniowym opóźnieniem. Stało się jasne, że rząd spóźnił się dramatycznie, bo ustawa wejdzie w życie na mniej niż 3 tygodnie przed opuszczeniem przez Mariusza T. Zakładu Karnego - czyli, biorąc poprawkę na czas potrzebny do uprawomocnienia się postanowienia, nie da się go przekazać bezpiecznie z ZK do dalszego odbycia kary, trzeba go będzie wypuścić.
I tu zaczyna się polskie piekiełko - prasa radośnie podchwytuje temat i rozpoczyna regularną nagonkę. Codzienne nagłówki trąbią o Mariuszu, przez wszystkie przypadki odmieniając jego nazwisko. Mniej więcej co drugi dzień gdzieś można wyczytać szczegóły sprawy lub wywiad z kimś z rodzin ofiar. Atmosfera gęstnieje, ilość nawołujących do linczu komentarzy też. Aż niemożliwym wydaje się, że w tej całej histerii jakoś udaje się ukryć aktualne zdjęcia Trynkiewicza, i nie licząc rekonstrukcji graficznej jednego z brukowców, opartej o zdjęcia z okresu procesu, nikt nie wie jak naprawdę wygląda teraz wróg publiczny numer jeden.
Piekiełka część druga: krótko po wejściu w życie "Ustawy o bestiach" wniosków o jej zastosowanie jest już ponad 30. A morderców, którym odwołano karę śmierci było przecież ledwo kilkunastu, z czego większość wychodzi dopiero za kilka lat. I od samego początków, wprowadzając tą - dziwną, jak na warunki polskie - ustawę mówiono, że będzie miała zastosowanie tylko do tych kilkunastu. Pierwszy wniosek o zastosowanie jej do dzieciobójcy na szczęście oddalono,ku powszechnemu oburzeniu zresztą - co z następnymi już nie wiadomo. A ja bym chciała wiedzieć. Bo jeśli kogokolwiek innego podciągnięto pod "Ustawę o bestiach" to znaczy, że w prawie polskim coś się zmieniło. I to na dramatycznie gorsze.
Piekiełka krąg trzeci, póki co ostatni: na dzień przed zwolnieniem Mariusza T. odbywa się rozprawa w sprawie zastosowania co do niego wiadomej ustawy. Rozprawa zostaje odroczona, ponieważ obrońca wnioskuje o dosłuchanie świadka. I tego samego dnia strażnicy znajdują w celi Trynkiewicza "szczątki ludzkie i materiały pornograficzne".
Oh, really?
Czy ja naprawdę urodziłam się wczoraj i uwierzę, że w celi takiego więźnia, na dzień przed zwolnieniem, a więc trzepanej co kwadrans, mogło się znaleźć coś, czego personel oddziału nie widział już dziesięć razy?
Wraz z publicznym ogłoszeniem tego znaleziska polski wymiar sprawiedliwości pobił własny rekord żenady. I co z tego, że następnego dnia wycofano się z tego informacją, że szczątki ludzkie były zębem a pornografia jakimiś szkicami samego Trynkiewicza? Niesmak został do dziś. Naprawdę państwo zarząd Zakładu Karnego mogło nieco bardziej ruszyć mózgiem i zorganizować coś, co pozwoli przytrzymać za kratkami Mariusza pod pretekstem noszącym choćby pozory wiarygodności.
No i "Szatan z Piotrkowa" wyszedł na wolność. Dokąd - nie wiadomo, jakimś cudem druga rzecz w tej sprawie udało się utrzymać w sekrecie przed wszędobylską opinią publiczną. Wiadomo, że do jego ochrony przydzielono kilkudziesięciu funkcjonariuszy. Z moich podatków, zresztą z Twoich, czytelniku, też - utrzymywana jest ochrona zapobiegająca publicznemu zlinczowaniu naszego bohatera. A czy ktokolwiek dał mi wybór czy chcę płacić za jego ochronę, czy wolę wziąć udział w linczu? A czy ktokolwiek dał takich wybór panom i paniom  Policji, którzy muszą teraz pilnować całości jego osoby aż do uprawomocnienia się postanowienia o ponownym osadzeniu? Które to uprawomocnienie, jak znam życie i nasz system prawny, potrwa jednak kilka miesięcy, nawet jeśli sprawę Trynkiewicza popychają poza kolejką.
Ale kiedy próbuje się na sprawę Trynkiewicza popatrzeć okiem chłodnym i bez emocji własnych, widać obraz dość niepokojący. 
Popełnił zbrodnię. Został  za nią skazany w  najwyższym możliwym wymiarze. Git i ślicznie. Ale potem państwo darowało mu życie...
Odsiedział swoje co do dnia. Uczciwie, nie kombinując, nie narażając się władzy więziennej. Pewnie od dobrych kilku lat żył nadzieją, że wyjdzie, pokosztuje świerzego powietrza, zobaczy się z nie widzianą 25 lat mamą, która jako jedyna nie odwróciła się od niego...
I na pół roku przed tym upragnionym wyjściem dowiedział się, że wcale nie. Że prawo działa wstecz. Że nadal będzie zamknięty.
Bo ma problem, z którym sam nie umie sobie poradzić. Więc zamiast mu z poroblemem pomóc - państwo będzie go dalej trzymać w klatce.
Czy to jest w porządku? Nie tylko w stosunku do Trynkiewicza, także do każdego z nas - bo już wiemy, że prawo może zostać zmienione na naszą niekorzyść w każdej chwili.
W dniu wczorajszym zapadło postanowienie o uznaniu Mariusza T. osobą niebiezpieczną i dalszje izolacji.
Nadal jestem za karą śmierci. Ale z całego serca współczuję temu pedofilowi mordercy.

2 komentarze:

  1. Nagonka na Trynkiewicza nie ma sobie równych chyba w całej polskiej historii sądownictwa. Nawet większe i bardziej znane sprawy, nie miały takiej otoczki skandalu, powszechnej paniki i sensacji. Porównać to można chyba tylko do sprawy Rity Gorgonowej. Tam również prasa podgrzewała atmosferę, a wyrok został wydany pod wpływem ogromnych nacisków.
    Trynkiewicz powinien zawisnąć wiele lat temu. Tak się nie stało, szkoda.
    Jest on, i kilkunastu innych, jemu podobnych. 25 lat do odsiedzenia i słodka wolność.
    I czy za każdym razem za nasze podatki zapewniona będzie obstawa? kilkanaście, kilkadziesiąt osób? Owszem, nasze państwo potrafi wydawać nasze podatki na dużo bzdurniejsze rzeczy, a lepiej, żeby zapewniono mu na te miesiące obstawę, niż żeby znowu miał zabić.
    No i tu dochodzimy do ustawy o bestiach. Tworek poroniony, dziurawy,przygotowany w zbyt krótkim czasie, a z konstytucją to się chyba tylko przez okno widział. Aż proszący się o nadużycia, i podciągnięcia pod inne sprawy, nie tylko "parszywą szesnastkę". Aż by się chciało wyrzucić ten twór do kosza i machnąć ręką na wydatki na obstawę Trynkiewicza.
    Chciało by się. Ale za trzy lata wychodzi Pękalski...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co racja to fakt, z Gorognową i ja mam skojarzenie silne. Zwłaszcza, że właśnie ktoś z jej rodziny - wnuczka chyba - zaczyna walkę o wznowienie procesu. Który się należy, bo to, co wtedy wykonano było jednym z najwiekszych przegięć jakie Temida widziała.
      Prasa to potęga, ale prasie czasem należy założyć kaganiec. Na sprawie Trynkiewicza widać to jak na dłoni. Dlaczego z rodzin czterech jego ofiar wypowiadał się tylko ojciec jednej? Reszta najwyraźniej chciała mieć święty spokój, i to ich zdanie powinno być najważniejsze. O próbach rozbijania namiotów na trawniczku pod blokiem pani Trynkiewiczowej też coś czytałam.
      Z Pekalskim wietrzę problem innego gatunku. Oprócz wszystkich swoich zaburzeń jest on jeszcze opóźniony intelektualnie w stopniu znacznym, i głównie z tego powodu odbywał karę w warunkach szpitalnych. Po wyjściu na wolność może podlegaćc dalszej przymusowej hospitalizacji z Ustawy o Ochronie Zdrowia Psychicznego. Lub z ustawy o bestiach, oczywiście. A ja już widzę te nagłówki o bezlitosnym znęcaniu się nad chorym człowiekiem, który już swoje odsiedział...

      Usuń