sobota, 31 maja 2014

Polska to stan umysłu

Przeżyliśmy dziś, wraz z Moją Gładką Połową i Ryśkiem całkiem miłą okazję turystyczną. Wycieczka, zorganizowana w ramach akcji "Pociągiem po województwie", obejmowała transport kolejowy na trasie Piękne Miasto - Piotrków i z powrotem oraz trzygodzinne zwiedzanie miasta z przewodnikiem. Za całkowitą darmoszkę, a więc ścisk był niemożebny. Przewodnik trafił nam się uroczy, bardzo zakochany w historii i sypiący anegdotkami na każde zawołanie. Cała reszta była już mniej urocza, a najbardziej -  współuczestnicy...
Po przyjeździe do Piotrkowa podzielono nas na grupy według czterech szlaków zwiedzania i orgowie zaczęli rozdawać folderki tras - trzy kartki i pięć zdjęć na krzyż, plus może pół strony tekstu w sumie. Wiadomo - bez tej encyklopedii zgubimy się zaraz po wyjściu z dworca. Na uczestników padł blady strach, że może dla nich nie starczy, i zaczęli sobie te folderki wręcz wyszarpywać, nawołując kto ma jaki szlak, i jakiego mu jeszcze brakuje. Mnie przewodnik wetknął "Piotrków filmowy", i tak sobie stałam z nim z boku, czekając aż naród się uspokoi. Kiedy jakaś pani obok zawołała dramatycznie "A kto ma Piotrków filmowy?" litościwie wyciągnęłam do niej mój folderek, mówiąc "Proszę". Momentalnie ktoś z prawej strony przeorał mi rękę paznokciami, nie trafiając w folder, ktoś z lewej folder wydarł mi z palców, tuż przed twarzą pani, której go podawałam, a ktoś z tyłu wrzasnął z ciężką pretensją: "Ale tylko jeden? Czemu tylko jeden?".
W trakcie zwiedzania zaliczyliśmy również kilka mniej lub bardziej zabytkowych kościołów. W każdym przy wejściu, na stoliku, leżało trochę wydawnictw parafialnych a obok skarbonka lub miseczka na datki. Wychodząc ze szczególnie okazałego Sanktuarium Matki Boskiej Trybunalskiej (pełen barok, złotem kapie zewsząd aż zęby bolą) zatrzymałam się, aby na te wydawnictwa popatrzeć. Obok mnie stanął współuczestnik, wziął do ręki święty obrazek, rozejrzał się czy nikt nie patrzy, obrazek wetknął w identyfikator wycieczki i odszedł wesolutko, nie kładąc do miseczki nawet grosika.
Na dworcu Piotrkowskim czekaliśmy już na pociąg powrotny. Razem z nami - współuczestników tłum. Pociąg wtoczył się dostojnie, tłum pogonił go dziarskim truchtem, bo oczywiście większość stała na niewłaściwym końcu. Jednej z truchtających pań tak się spieszy, żeby już zasadzić zad swój bezcenny w środku, że truchtając naciskała co chwila guzik otwierania drzwi - na wciąż jadącym składzie. Rysiek, ze słyszalnym już nerwem zawołał "Proszę tego nie robić, wsiadanie w biegu jest bardzo niebezpieczne". Pani, nie przerywając truchtu, obcięła ją wzrokiem od stóp do głów i odkrzyknęła "Jak to szybko mówi, nic nie można zrozumieć". Po czym nacisnęła ponownie.
I już wysiadając w Pięknym Mieście jakaś inna pani rozwrzeszczała się nagle "A dlaczego tu tak wysoko? A to nie mogli niskopodłogowych dać? Nie wiedzieli, że starsi ludzie będą jechać? No jak tak można?"
Rodaków tłum stanowczo jest dużo bardziej męczący niż nawet trzygodzinne łażenie po obcym mieście w upał. I dużo bardziej wstydliwy, niż wszystkie choroby weneryczne razem wzięte. Po dzisiejszym dniu do pierwszej trójki moich potrzeb awansowało posiadanie bezludnej wyspy.
Najlepiej w Piotrkowie Trybunalskim, bo jest tam bardzo ciekawie i całkiem ładnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz