sobota, 28 czerwca 2014

Nawet najdłuższa żmija...

Północ, jak to północ, minęła tymczasem. Zakończyłam walkę z pralką (Dla niewtajemniczonych - pralka wirnikowa z ręcznym podawaniem wody, przepranie jednego brzucha trwało ponad trzy godziny. Sąsiedzi jeszcze odpowiadają mi na "dzień dobry"), zasiadłam przed kompem i wspominam...
Z rzeczonego kompa leci bowiem relacja na żywo z festiwalu Glastonbury. Na scenie - Metallica.
Metallica...  
Jakby to było wczoraj: pierwsza kaseta, "Master of Puppets" przegrana od Ani, z wkładką ze zdjęcia kupioną na ul Ząbkowskiej (warszawiacy wiedzą;), pierwszy raz video do "One", kompletowanie dyskografii, całe noce przedyskutowane na "Czarnym Albumem", drżenie rąk odbierających od sprzedawcy bilet na pierwszy koncert, Dzień Dziecka 1999 r. na Stadionie Gwardii w Warszawie, pierwszy festiwal SonicSphere na Bemowie słuchany w 2010 spod płotu...
Metallica to cholerny kawał mojego życia. Ściślej - jakieś 2/3. Nauka angielskiego na samodzielnym tłumaczeniu tekstów ("Ride the lightnig", "Master of Puppets" i "...And Justice for All" przetłumaczyłam w całości), poważne dywagacje szesnastolatek o przewadze urody męskiej Kirka Hammetta nad tą Jamesa Hetfielda (zawsze byłam za Jamesem, lubię wysokich), i muzyka, muzyka, wciąż muzyka. Czasem porywająca, czasem zaledwie poprawna, czasem zupełnie nie do słuchania. Ale zawsze coś znacząca i emocje budząca.
A propos tych szczeniackich miłości do panów z Metallicy: któraż z dzisiejszych fanek kogokolwiek za 20 lat spojrzy na siebie w lustrze i powie: "kocham klasyka";)?
Słucham zatem, pogrążając się we wspomnieniach transmisji z Anglii, słucham i patrzę... Nie, nie patrzę. 
Lars niemal łysy, z brzydko wyciągniętą twarzą i zmarszczkami na szyi, Kirk w zbyt mocnym makijażu, James z brzuszkiem i zakolami wielkości małych lotnisk... Panowie z Metallicy ewidentnie już nie są tymi kudłatymi młodzieńcami, których zdjęcia przypinałam na łóżkiem. 
Właśnie stukają im pięćdziesiątki.
Kiedy to minęło???
Nic nie ujmując: show bardzo dobry, i energia na scenie piękna. Metallica to nadal wspaniały zespół. Ale zamiast metalowców, których wciąż mam przed oczami na scenę wychodzą brzuchaci tatusiowie.
To niesprawiedliwe. Bo oznacza, że ja też jestem już całkiem brzuchata. Na co dzień zupełnie nie zwracam na to uwagi, ale skoro z ulubionej analizatorni wiem już, że panie po 40 noszące trampki są żałosne, to te słuchające Metallicy zapewne trzy raz bardziej...


... ale mnie to rybka. Grają "Seek and Destroy", zrobię sobie głośniej.

2 komentarze:

  1. Bzduuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuura! Ja ci dam są żałosne! #Glasto Koncert był genialny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie ja twierdzę, że są żałosne, to społeczeństwo w osobie analizatorki szt 1.
      Koncert był genialny. I chuj:D

      Usuń