wtorek, 2 lipca 2013

Światy pośrednie

To miała być bardzo nudna niedziela: rano kupujemy kwiatka ogródkowego, jedziemy na imieninową, tłuściutką wyżerkę babci Mojej Gładkiej Inaczej Połowy, a wieczorem, w domu, oddajemy się pracy pisarskiej.
Miała.
Ale w myśl zasady "ani chwili nudy w świecie pośrednim" - trochę nie wyszła.
Na imieniny dotarliśmy z begonią w plecaku, wyżerka się odbyła. Popołudnie ładne, do meczu jeszcze trochę czasu, więc MGIP oczywiście zaczęło nosić, żeby gdzieś jeszcze pojechać. Zaproponował, że nie widziałam jeszcze głownego Zakładu Karnego w Pięknym Mieście, a że mnie w to graj było - pojechaliśmy w wertepy.
Wertepy okazały się całkiem malownicze. Najpierw stara radziecka stacja radarowa, potem długie, bujne pola dawnej bazy woskowej, małe domki poutykane w drzewach - sielanka. I z tej sielanki wylatują na drogę dwa ujadające lupusy: większy i wilkowaty, i malutki jazgot. Oba obskakują motor, raczej w celu pobawienia się z nim niż zjedzenia, ale skaczą niebezpiecznie blisko kół, więc MGIP zwalnia, trąbi, zwalnia, zwalnia... Motor leży.
W sumie więcej w tym szczęścia niż rozumu, że pierwsze motorowe wypłaszczenie zaliczyłam przy tak małej prędkości. Miałam na sobie kask, kurtkę motorową, glany - ale spodnie już zwykłe, a właśnie na własne kolano przyjęłam cały ciężar motoru, który wyłożył się do tyłu. Wyplątuję się więc spod niego lekko niepewnie, mdli mnie z szoku, na kolanie mam dziurę i fioletową tykwę pod spodem, odmeldowuję się MGIP, że żyję i może się zająć motorem - i widzę, że z chaszczy, z lupusami przy nodze, wyłazi jakiś facet. Zagajam uprzejmie (acz jazgotliwie, jak to ja), coby psów pilnował, bo nieszczęście będzie - a facet zaczyna wrzeszczeć coś o wchodzeniu do domu i chłopakach - i podnosi siekierę...
Na takie dictum jeno kurz się po nas ostał. Zatrzymaliśmy się dopiero na parkingu pod pobliskim centrum handlowym, dokąd zagoniła nas chęć nabycia papieru toaletowego, i tam wreszcie mogłam usiąść na tyłku oraz trawniku. I doszedłszy do wniosku że tak łatwo nie odpuszczę - sięgnąć po telefon celem wybrania 112.
O dziwo, połączyłam się niemal natychmiast. O dziwo, dowiedziałam się, że patrol zostaje do mnie wysłany. Po jakimś kwadransie dotarli - nieduży, superprofesjonalny sierżant i młodziutka posterunkowa. Wysłuchawszy w czym rzecz zażyczyli sobie wskazania chałupy, pojechaliśmy zatem. I pierwszy zgrzyt - chałupa wgląda jak pustostan, okna ma zabite spłowiałą dyktą. Jakoś niesiona adrenaliną nie zwróciłam na to uwagi. Lupusy znajome owszem, obskakują radiowóz, facet owszem, wyłazi - już bez siekiery, w brudnej fufajce, z gołymi kostkami wystającymi z rozdeptanych adidasów. Jedno wielkie nieszczęście. Sierżant zagaja temat i zaczyna pouczać, posterunkowa siedzi w radiowozie i czeka zmiłowania oraz połączenia z bazą PESEL coby nas sprawdzili. Facet bardzo pokornie nas przeprasza, tłumaczy że jest w konflikcie z bratem o ziemię, jacyś mu szyby wytłukli no to myślał, że znów w szkodę idą, a przewróconego motoru.... nie zauważył.
Troszku nam witki opadają od tego. Porozumiawszy się wzrokiem informujemy sierżanta, że nie będziemy się wygłupiać i składać zawiadomienia o groźbach skoro facet najwyraźniej żyje we własnym świecie i prędzej zakwitnie na zielono, niż stawi się do sądu, albo, co gorsza, spłaci nam jakiekolwiek koszty naprawy motoru. Chyba ta decyzja spotyka się z aprobatą władzy wykonawczej, bo sierżant nam się wyraźnie odpręża, że nie musi pisać kilometra zeznań, i idzie wypisywać mandat za niepilnowanie lupusów, udzieliwszy mi najpierw ze służbowej apteczki środka dezynfekującego na kolano.
Czekamy jeszcze na PESEL, żując pobliskie trawki i pogadując z posterunkową o całkowicie niepoważnym malowaniu i marce radiowozów polskiej Policji, oraz że według niej żadna z Kianek nie dożyje końca własnej siedmioletniej gwarancji. Słońce złazi w stronę zachodnią, a mnie jest coraz bardziej głupio, jak patrze na tą ruderę i jej właściciela z innej planety.
Z dużą radością przyjmujemy z powrotem sprawdzone dokumenty i oddalamy się w stronę domową - przy czym ja cały czas mam w plecaku nienaruszone 10 jajek i piwo Ambrosius strong...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz