niedziela, 27 marca 2016

Przy stole

Nasz najsmutniejszy ze światów przetrwał już Nowy Jork, Londyn, Paryż - a kilka dni temu musiał przetrwać Brukselę.
Wiadomość o tym, że znów wybuch zaskoczyła mnie w pracy. Jak to ja - robotę odłożyłam na zaś, jedną ręką przewijam twittera w telefonie, drugą odświeżam tvn24 na służbowym internecie żeby jak najszybciej zebrać podstawowe dane o sytuacji kryzysowej.  Za mną radio na Zetce puszcza co pół godziny specjalny serwis informacyjny. Przede mną zaś Ania a za mną Kasia - tuż nad moją głową ustalają, czy zapłacą nam jakieś dodatkowe pieniądze na święta, a ustaliwszy że raczej nie - płynnie przechodzą do omawiania świątecznego menu, robota zaś im w łapkach aż furczy.
I trochę dziwnie się poczułam. Czy to ja jestem histeryczką, do tego leniwą, dla której byle wybuch na byle lotnisku jest pretekstem do odpuszczenia sobie wszystkiego i powpadania w panikę a dziewczyny są normalnymi żonami i matkami? Czy może jednak to ja jestem świadomą obywatelką Europy zainteresowaną czymś więcej niż czubek własnego nosa a one to małe domowe kurki? 
Nie mnie oceniać. Jednakże ktoś z nas ewidentnie nie pasuje do tego najsmutniejszego ze światów. 
Miałam zamiar sprezentować Wam jakąś fajną pisankę, ale z powodu ogólnie refleksyjnej zadumy przy świątecznym stole powiem tylko - bądźcie dobrymi jajami!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz