sobota, 5 lipca 2014

Raport z kamieniołomu

Spragnionych njusów o stanie mego zdrowia p.t. czytelników spieszę uspokoić, że mój własny, prywatny kamieniołom żółciowy w sile 10 sztuk gruzu znajduje się już szczęśliwie poza organizmem, a ja zaleczam w tymże organizmie dziury cztery, pozostałe mi po zabiegu cholecystektomii lapraoskopowej. 
Pobyt w szpitalu miałam 24 godzinny i mega zwięzły, jak na szpital kliniczny masowo przerabiający studentów i pacjentów przystało. W pamięć wrył mi się najbardziej pan doktor morfeusz. Miły ten brodacz, po dostarczeniu mnie na blok operacyjny na ruchomym łóżeczku przeprowadził ze mną sprawnie wywiad anestetyczny, po czym polecił siostrze przeparkowanie mnie bardziej na bok, cobym korytarza nie tarasowała. Zatem znalazłam się, golutka acz narzucona zielonym prześcieradłem, tuż pod wielką ścianą zastawioną pod sufit szafkami o szklanych drzwiczkach. W szafkach spoczywały różne dynksy przydatne podczas pracy bloku, w tym, tuż nad moją głową  pękaty granatowy koszyk podpisany "narzędzia do amputacji"...
Doktor morfeusz, na zwróconą przez mnie uwagę że parkowanie pod narzędziami do amputacji nie poprawia morale pacjenta jadącego zaledwie na laparoskopię tematu, niestety, nie zrozumiał. Na szczęście wyłączył mnie na tyle szybko, że spanikować do końca nie zdążyłam.
A przy okazji dowiedziałam się, że mamy w Pięknym Mieście instytucję tak wyspecjalizowaną jak Centralny Szpital Weteranów. O ile nic się w ustawodawstwie nie zmieniło - status weterana mają w tej chwili nie tylko kombatanci drugiej wojny, ale też weterani misji bojowych WP. Większość znajomych ze Świńska przeszła przez misje, i choć zdrowia wciąż im życzę żelaznego (z paroma wyjątkami, ale te się od misji wymigały skutecznie), to jednak fajnie by było kiedyś kogoś spotkać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz